Zimą w piekarniku
Na skrzyżowaniu dróg z Las Vegas do doliny śmierci stoi opuszczone miasteczko, które nawet nie ma nazwy.
Mieszkali w nim górnicy z pobliskich wyrobisk. Mieli tu domy, pocztę, warsztat, sklep, saloon, stację benzynową, ambulatorium i cmentarz. Mieli wszystko czego im było potrzeba, oprócz wolności.
W latach dwudziestych górnicy byli osiedlani w pobliżu miejsca pracy i nie mieli możliwości się stamtąd wydostać. Robotnicy pracowali w kopalniach aż do śmierci.
Miasteczko zostało kupione przez balerine za 50 dolarów 30 lat później, gdy już tam niebyłov żywej duszy. Jedynie znaleziono zwłoki jednego z mieszkańców na poddaszu domu. Który do dnia dzisiejszego jeszcze w nim przebywa…
Powstał tam hotel i dom operowy. Niestety z racji lokalizacji rzadko kiedy ktoś odwiedzał to miejsce. Jedynie przyjezdni goście hotelowi. Balerina badzo lubiała występować na scenie, z racji tego, że nie miała publiki, to namalowała ją sobie.
Cała ta budowla jest nawiedzona przez duchy, o czym opowiada pani opiekująca się hotelem dla śmiałków…
Dolina śmierci otrzymała swą nazwę przez tragiczna próbę wyprawy w poszukiwaniu lepszego życia a stała się ich grobem. Pustynne warunki, brak wody i schronienia od słońca przyczyniły się do ich śmierci. Więcej na temat tej historii można przeczytać: History of Death Valley
Spędziliśmy dwa dni eksplorując dolinę. Brak stacji benzynowych dał się pokazać, gdy byliśmy zmuszeni do zjazdu z górki na luzie! Co za szczęście, że wtedy nam zabrakło i nie musieliśmy pchać pod górę.
Doświadczyliśmy anomalii pogodowych: zimnego wiatru 70 mil/h, upału i burzy piaskowej. Jeszcze tylko śniegu brakowało. Ale to była tylko kwestia jednego dnia… Gdy tylko przejechaliśmy 100 km zobaczyliśmy złowrogie chmury wiszące nad górami i ostrzeżenia o potrzebnych łańcuchach na koła. My akurat w przeciwieństwie do Amerykanów z Kalifornii nie szukaliśmy takich atrakcji turystycznych, jak jazda po śniegu z łańcuchami na kołach, więc spokojnie powolutku sobie po polsku pojechaliśmy na łysych oponach 🙂
Mówiąc o turystach. Ojciec Chrzestny Doliny Śmierci opowiedział nam anegdotę ze swojego spotkania z niemieckimi turystami.
Zauważył, że wielu Niemców przyjeżdża do Doliny Śmierci w środku lata, więc zapytał jednego z nich po co przyjeżdżacie tutaj gdy jest tak gorąco?Oni na to, że chcą doświadczyć gorąca Doliny Śmierci, czy jest takie jak o tym mówią.
Na to Ojciec Chrzestny to jest tak jakbyście sobie wsadzili głowę do pieca…
I nastała chwila konsternacji…
Także dla tych którzy nie chcą się spalić, polecamy Dolinę Śmierci wczesną wiosną :-)